Mazurskie rewitalizacje

Pyta: Dariusz Rembelski
Odpowiada: Maciek Podsiadło
Garbno, 2010

Zagubione w lasach, bajkowo położone nad jeziorami lub stawami w cudownej strefie ciszy. Starannie wyszukiwane, dopieszczane,
przerabiane na domy starości dla Niemców, luksusowe pensjonaty czy po prostu wiejskie rezydencje. Trwa koniunktura na obiekty, które można
rewitalizować. Ich ceny przeciętnego zjadacza chleba przyprawiają o ból głowy, ale biznesmeni zacierają ręce. W tej branży kryzysu nie
widać.

Wysoki, postawny z charakterystycznym uśmiechem i zniewalającą nonszalancją artysty. Wiecznie uśmiechnięty, z bruzdami optymizmu
wyżłobionymi na twarzy. Maciej Podsiadło – artysta, biznesmen. Żyjący jedną nogą w Brukseli, drugą – na zetknięciu się głównych szlaków
turystycznych w Europie Środkowo-Wschodniej. Konkretnie w Garbnie, maleńkiej wsi położonej zaledwie kilkanaście kilometrów od Kętrzyna, w
gminie Korsze, powiat kętrzyński. Trudno tu trafić, nawet z głównej drogi w kierunku na Bartoszyce. Miejscowy listonosz długo
zastanawia się, zanim wskazuje odpowiedni kierunek. Wystarczy jednak trzymać się drogowskazu na Drogosze i rzeczki Guber, aby po chwili
wjechać do malowniczego kompleksu byłego niemieckiego dworu. W połowie lat 90. XX w. majątek kupiła prywatna firma z Warszawy, a po jej
upadku, w wyniku licytacji, polsko-szwedzka firma Rolnyvik sp. z o.o. (2002), a od początku roku 2004 Efipol sp. z o.o. z
większościowym udziałem kapitału belgijskiego. Teraz właścicielem jest Maciej Podsiadło, kupił ten obiekt kilkanaście miesięcy temu. – Pod
dachem mam 10 tys. mkw. Da się jednak odtworzyć jeszcze kilka budynków, żeby zwiększyć powierzchnie o kolejne 5 tys. mkw. – mówi z pewną dumą. Należy do niego nie tylko dwór, ale i kilka innych obiektów, w tym budynki folwarczne, magazyny, stodoły, stajnia i jego oczko w głowie, czyli park z własnym strumykiem. Oczyma wyobraźni Podsiadło już widzi oranżerię, ogród zimowy, kawiarnie, pijalnie wody ze źródła, park odtworzony do stanu sprzed wojny, po którym hasają jelenie, bażanty, dziki czy pawie. To jednak przyszłość.
W kwietniu 2006 roku, decyzją warmińsko-mazurskiego wojewódzkiego konserwatora zabytków budynek dawnego dworu wraz z najbliższym
otoczeniem: parkiem oraz rozplanowaniem przestrzennym dawnego folwarku został wpisany do rejestru zabytków. Oznacza to, że budynki muszą być
zachowane w obecnym układzie, dwór zrekonstruowany do stanu sprzed II wojny światowej, jednak jego wnętrza mogą być odbudowane bez
szczególnych ograniczeń. Zgodnie z przepisami budynki folwarczne powinny zachować istniejący układ przestrzenny. Wszystko to wymaga sporych nakładów finansowych, ale pozwala też na dużą fantazję biznesową. Jednak jak przystało na artystę, pierwsza inwestycja Podsiadły to galeria i bar… z którego jak na razie korzystają głównie znajomi właściciela.

– Ten kompleks to idealne miejsce pod inwestycję, np. dom spokojnej starości dla Niemców. Możliwy byłby pobyt stały lub czasowy, z pełną
opieką medyczną i pielęgniarską, z częścią hotelową dla osób odwiedzających. Z Berlina do Garbna to zaledwie siedem godzin jazdy.
Do tego pensjonat, restauracja, kręgielnia, SPA czy stadnina koni z padokiem, krytą ujeżdżalnią odtworzoną przy dawnej kuźni. Obok może
powstać lotnisko dla małych samolotów czy śmigłowców. Tym bardziej, że to idealny punkt wypadowy do Krainy Wielkich Jezior, Giżycka,
Mikołajek, Rucianego-Nidy czy Sztynortu – zapala się Podsiadło. Z dużym znawstwem jak na artystę metaloplastyka oprowadza po swoich
włościach, mówiąc o dachówkach, deskach, cemencie i pokazując jednocześnie wszystkie remontowane przez siebie części posiadłości.
– Doprowadzam powoli wszystko do stanu użyteczności – mówi z uśmiechem, schylając się po jakąś zardzewiałą podkowę w trawie.
Pieniędzy dorobił się w Belgii, prowadząc sklepy z meblami sprowadzanymi z całego świata. Potem zainwestował w branżę budowlaną i budował lofty w Brukseli. W Garbnie chciałby wykorzystać szczególnie te ostatnie doświadczenia. – Dałoby się wydzielić z części majątku
domy, które można by podzielić na mieszkania. Każde z własnym ogródkiem, poddaszem, rzecz jasna wszystko piętrowe. Do tego apartamenty wypoczynkowe, czyli modernizacja wszystkich budynków folwarcznych i urządzenie obiektów rekreacyjnych w ofercie na sprzedaż. Możliwe też jest wybudowanie na istniejącej bazie kompleksu medyczno-sanatoryjnego, szpitala, kliniki czy ośrodka rehabilitacyjnego – mówi z uśmiechem. Nie wyklucza, że część obiektów zostanie przerobiona na miejsce do pracy dla artystów – coś w rodzaju galerii sztuk rzemieślniczych z ceramiką, wyrobami z drewna, kowalstwem artystycznym, regionalnymi kulinariami, tkaninami – dodaje. Miejsca jest sporo. Zgodnie z planami łączna powierzchnia zabudowy w istniejących budynkach wynosi około 4,5 tys. mkw. Można ją zwiększyć prawie trzykrotnie dzięki upodobnieniu budynku zaplecza do samego dworu, zagospodarowaniu poddaszy budynków folwarcznych i rekonstrukcji trzech nieistniejących obecnie budynków. – Szukam inwestora strategicznego. Tu wszystko jest możliwe pod względem biznesu. To kwestia fantazji, dobrego biznes planu, no i rzecz jasna
pieniędzy – mówi właściciel posiadłości. Dodatkowym argumentem jest to, że całość nie jest obciążona kredytem ani żadnym innym zobowiązaniem.
W księdze wieczystej brak jest wpisów obciążających nieruchomość. – W zależności od pomysłu można skorzystać z unijnych środków – dodaje Podsiadło.

Właśnie dzięki takim środkom między innymi udało się restrukturyzować Księżycowy Dworek, położony niedaleko Wilczego Szańca, czyli kwatery Hitlera. Jego właścicielka Teresa Tyczyńska skorzystała z Regionalnego Programu Operacyjnego Warmii i Mazur 1.1.9. Kwota dotacji wyniosła 1 195 447,31 zł, a wartość całego projektu 2 928 127,29 zł. Księżycowy Dworek, dawny pałacyk Ewy Braun (kochanki Adolfa Hitlera), zbudowany
został w 1913 roku. Zdewastowany, niemal w ruinie, odzyskał dawną świetność. Obecnie mieści się tu bajkowo położony pensjonat nad jeziorem Sircze. Do dyspozycji gości jest 32 stylowo wyposażonych pokoi.

– Tak naprawdę nikt nie wie, ile obiektów na terenie województwa warmińsko-mazurskiego nadaje się do rewitalizacji. Kilkadziesiąt znajduje się w rejestrze konserwatora zabytków. Reszta czeka wciąż na odkrycie bądź właściciela. – Ten rynek jeszcze raczkuje, budzi się do życia – twierdzi Małgorzata Burdalska, Warmiaczka z Olsztyna, zakochana w przyrodzie i historii Warmii i Mazur. Z pasją poszukuje możliwości przywrócenia świetności mazurskim zabytkom. Organizuje ekskluzywne wycieczki i imprezy integracyjne dla firm po nieznanych zakątkach Mazur. – W poszukiwaniu śladów świetności dawnych dworów, pałaców czy nawet bogatych folwarków trafiam na istne perełki, których
właściciele nie mają środków ani siły, aby przebić się do świadomości potencjalnych inwestorów – twierdzi Burdalska. Jej zdaniem nie zdajemy
sobie sprawy, jak wiele Warmia i Mazury mają do zaoferowania nie tylko turystom, ale i biznesmenom. – Przeciętnemu Polakowi Mazury kojarzą się
z letnim wypoczynkiem nad Wielkimi Jeziorami, z Wilczym Szańcem i Świętą Lipką. A Mazury istnieją okrągły rok ze swoją bogatą historią i
licznymi możliwościami nie tylko wypoczynku, ale i inwestowania. Czyste, nieskażone ziemie i woda oraz tereny nietknięte powodzią,
piękna przyroda, wciąż za przystępną cenę – mówi z uśmiechem Małgorzata Burdalska. Sama zapaliła się do kupna i inwestycji w renowację starego dworu. Gdzie? Tego nie chce zdradzić. Wszak konkurencja nie śpi…

Ale okazje nadal można znaleźć. Coraz więcej osób szuka i penetruje rynek nieruchomości w poszukiwaniu nie tyle obiektów do rewitalizacji, ile stylowych domów, które pełnić mogą rolę rezydencji. Deweloperzy kuszą co prawda nowymi budynkami – np. klienci, którzy zdecydowali się
kupić dom na osiedlu Mazury Residence Airpark Marina w Grajewie koło Giżycka, dostaną od dewelopera (firmy Arna) jacht w prezencie. Metr
kwadratowy domu wyceniono na ok. 4,5 tys. zł. Jednak tego typu oferta nie jest raczej skierowana do osób, które poszukują czegoś
pośredniego pomiędzy dworem, folwarkiem a stylową posesją. – Dom stylizowany na posiadłość wiejską, która swoim stylem i klimatem
doskonale wpasowuje się w lokalny krajobraz nadal jest rzadkością i dosyć szybko znajduje właściciela – twierdzi Bożena Leonowicz,
koncesjowany pośrednik nieruchomości z Olsztyna. Trafiają się jednak perełki, takie jak posiadłość nad jeziorem Wulpińskim w Tomaszkowie.
Budynek z ośmioma pokojami o powierzchni użytkowej blisko 650 mkw., stylizowany na wiejską posiadłość, składający się z dwóch brył połączonych łącznikiem z basenem. Atutami są tu luksus, przestrzeń, przepiękny widok na jezioro z własnym dostępem. Luksus jest odpowiednio wyceniony. Cena to prawie 2,9 mln zł. Nie bez znaczenia są jednak prestiżowa lokalizacja i sąsiedztwo. Tomaszkowo to malowniczo położona miejscowość w odległości zaledwie ośmiu kilometrów od Olsztyna. Ten fakt doceniają nie tylko biznesmeni, którzy inwestują tu w rezydencję, ale również artyści. Niedaleko ma swoją posiadłość aktor Jerzy Bończak czy kabareciarz Tadeusz Drozda. Tego ostatniego, znanego miłośnika golfa, często można spotkać w położonym zaledwie dwa kilometry dalej Mazury Golf & Country Club. Trochę inaczej wygląda obecnie sytuacja na rynku małych domów i
działek. – Tu widać od pewnego czasu stagnację. O ile jeszcze w zeszłym roku Warmia i Mazury przeżywały istny najazd poszukujących nieruchomości, teraz jest ich wyraźnie mniej – twierdzi Bożena Leonowicz. Ale to już zupełnie inna bajka.